Bała: Każda zmiana zaczyna się od nas
Małgorzata Bała jest pośrednikiem nieruchomości, trenerem rozwoju osobistego, prowadzi działalność gospodarczą, jest także związana ze środowiskiem promującym kulturę w mieście. Nie jest politykiem i nie zamierza nim być. Chce za to tworzyć inne oblicze polityki zorientowane na rzeczywiste problemy Polaków.
Małgorzata Bała do Sejmu startuje z KWW Nowoczesna z pozycji nr 5. Z kandydatką na posłankę rozmawialiśmy między innymi o sprawach związanych z edukacją, światopoglądzie i patriotyzmie.
Redakcja: Najczęściej zadawane pytanie ostatnich dni brzmi: "Oglądałaś debatę kandydatek na premiera"?
Małgorzata Bała: Tak. Chociaż myślę, że mogłam ten czas spędzić lepiej na innych zajęciach...
Red: Dlaczego?
M.B.: Nikt z wyborców nie dowiedział się niczego nowego. Ogólniki i puste słowa. To było idealne podsumowanie ostatnich lat w polityce. Nic nieznaczące słowa i zero konkretów.
Red: Czego więc zabrakło?
M.B.: Demokracji... Chodzi mi o to, że taka forma debaty jest jej przeciwieństwem. Stwarza się wrażenie, że obywatel ma wybór tylko pomiędzy dwoma partiami, które na dodatek niczym się nie różnią. To tak jak ze słynnym powiedzeniem o Fordzie T. Możesz wybrać go w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie czarny. Tak naprawdę, po wysłuchaniu obu Pań wiem tylko, że PoPiS żyje i ma się dobrze.
Red: Chyba jednak trochę się różnią?
M.B.: Tak, ilością obietnic bez pokrycia. Mieliśmy już mieć 3 miliony mieszkań, zmniejszenie zatrudnienia w administracji, obniżki podatków, podatek liniowy, zreformowanie KRUS to wszystko są obietnice obu partii z ostatnich 10 lat.
Red: A kwestie światopoglądowe?
M.B.: Tylko tyle że to tematy zastępcze, na dodatek gdy dochodzi do głosowań, okazuje się że różnice są pozorne.
Red: Pytanie osobiste: Jesteś osobą wierzącą?
M.B.: Uff, tak jestem... Ale wiesz, to naprawdę tragedia, że to, w co kto wierzy albo nie wierzy jest tematem wyborczym. Pracuję z osobami wierzącymi, agnostykami i ateistami. Nie mam z tym kłopotów. Uważam, że to nieistotne. Kolejny temat zastępczy.
Red: Ale Nowoczesna nie chce, by lekcje religii były finansowane z budżetu. To nie jest temat zastępczy?
M.B.: Tylko, że w postulacie Nowoczesnej nie chodzi o religijne spory. Państwo powinno być neutralne światopoglądowo. Kropka. Szanować wszystkich bez względu na wyznanie czy poglądy- to nie podlega dyskusji. Problemem jest to, że rocznie wydajemy 1,2 mld złotych rocznie na lekcje religii w szkołach. Żeby to zobrazować: to ponad dwuletnie wpływy do budżetu Włocławka. Płacą za to wszyscy: wierzący i niewierzący. Nie czuję się dobrze z tym, że ktoś kto nie podziela mojej wiary, musi płacić za te lekcje jak ja. Powinny one być finansowane przez kościół. Te 1,2 miliarda złotych to konkret. To pieniądze, które moglibyśmy przeznaczyć na edukację w inny sposób. Nikt chyba nie twierdzi, że nie przydałyby się w polskim systemie oświaty.
Red: Systemie opartym na?
M.B.: Przede wszystkim dopasowanym do rynku pracy. Nasze dzieci muszą mieć przed sobą stabilną przyszłość. Muszą mieć możliwość rozwoju. Zaniedbaliśmy szkolnictwo zawodowe. W efekcie nasze szkoły produkują zastępy ludzi bez specjalistycznych kwalifikacji - potencjalnych bezrobotnych bez perspektyw na rynku pracy. Szkolnictwo wyższe nie jest pod tym względem lepsze. Sądząc po ilości absolwentów, za kilka lat możemy stać się krajem pedagogów. Super - tylko kto ich zatrudni?
Red: Szkoły?
M.B.: Nie tylu i nie o takich kwalifikacjach. Zwracam uwagę, że mamy problem z zatrudnieniem nauczycieli, którzy już funkcjonują na rynku pracy.
Red: Cały czas mówimy o kolejnych etapach kształcenia. Co z młodszymi dziećmi?
M.B.: To, o czym teraz powiem, dotyczy nie tylko młodszych uczniów w podstawówkach czy gimnazjach, ale ich przede wszystkim. Dobrze, że uczymy dzieci pisać, liczyć i czym jest układ okresowy pierwiastków. Inna sprawa w jaki sposób uczymy...
Red: Jaki?
M.B.: Nudny. Przeraźliwie nudny. W Warszawie mamy Centrum Nauki Kopernik. Starsi i młodsi mogą tam nie tylko zwiedzać i poznawać fakty, ale też eksperymentować, doświadczać wiedzy. W lipcu tego roku Centrum odwiedził 5-milionowy zwiedzający. Oszałamiająca liczba, biorąc pod uwagę, że Centrum otworzono w 2010 roku. Milion osób rocznie to imponuje,, ale i stanowi wyraźny sygnał jak prezentować wiedzę. Przez doświadczanie, a nie wklepywanie nudnych formułek. Oczywiście - trzymajmy się podstaw programowych, ale pokazujmy jak najwięcej wiedzy w praktyce. Eksperymentujmy z dziećmi wszędzie tam gdzie pozwala czas i środki.
Red: Zainteresowanie wiedzą?
M.B.: Tak, ale nie tylko. Takie lekcje, to także bodziec dla kreatywności. Nie zabijajmy w uczniach ciekawości. Przeciwnie, zachęcajmy do jej rozwoju. Pokazujmy, że odkrywanie i rozumienie świata może być wciągające. To zaprocentuje.
Red: Wracając do tego co powiedziałaś: Dobrze że uczymy dzieci liczyć, pisać... Czy słyszałem tam jakieś ale...??
M.B.: Tak, jest tu "ale". Brakuje mi w obecnym systemie kształcenia postawienia na kompetencje miękkie.
Red: Czyli?
M.B.: Czyli coś, bez czego ciężko poradzić sobie na obecnym rynku pracy. Chodzi o kompetencje społeczne, takie jak komunikowanie się, zdolność do pracy w zespole, szeroko rozumiane umiejętności interpersonalne, budowanie relacji. Posiadanie tych zdolności staje się absolutną koniecznością w wielu firmach. Wszędzie tam gdzie pracuje się z ludźmi i dla ludzi. Jest jeszcze coś. Coś, co bardzo mnie boli w dzisiejszej Polsce, a czego korzenie tkwią w naszym wychowaniu. Nie potrafimy być dumni z bycia Polakami.
Red: Patriotyzm jest ostatnio dość modnym słowem.
M.B.: Niestety, nie w wydaniu XXI wieku. Mateusz Grzesiak napisał w tym roku znakomity tekst na ten temat. Przeczytaj. Teraz powiem tylko tyle: jesteśmy narodem, który musi sporo popracować nad swoim poczuciem niższości, nieufnością, krytykanctwem czy troską o wspólne dobro. Bez tego ciężko będzie nam pchać ten wózek z napisem "Polska do przodu" i na pewno nie przyniesie nam to frajdy.
Red: Zmiana zaczyna się od nas?
M.B.: Oczywiście - każda. Mówię to jako coach i praktyk. Nie ma innej Polski, niż ta, którą tworzymy razem - ja, Ty i Twoi czytelnicy. Zawsze to powtarzam. Od nas samych i naszych wyborów zależy to, w jakim kraju będziemy żyli. Polityków wybieramy spośród nas. Oni nie spadają nad Wisłę z kosmosu. Warto więc zadać sobie przy okazji wyborów pytanie: Czy mają być pełni naszych wad? Czy może lepiej by reprezentowali to, co w nas dobre? To, czego chcielibyśmy więcej? To pytanie warto zadać sobie nad kartą do głosowania.
Red: Dziękuję za rozmowę.